Kamperem na dziko w Bieszczady

Nigdy nie podróżowałem kamperem i nigdy nie byłem w Bieszczadach, więc postanowiłem te dwie rzeczy połączyć 🙂

Od zawsze marzyła mi się podróż kamperem. Nie każdego stać na kupno takiego auta, więc postanowiliśmy wspólnie z moją drugą połówką, żeby jakiegoś tanio wypożyczyć i spędzić urlop w spokoju, na łonie natury. Zacząłem wyszukiwać w internecie, jakie są ceny wypożyczenia takiego pojazdu. Ceny w wypożyczalniach zaczynały się od 300 zł/doba, do tego astronomiczne kaucje i jakieś ograniczające limity kilometrów. Jak się dobrze poszuka, można znaleźć tanio fajnego kamperka. Udało mi się znaleźć takiego od prywatnej osoby z ogłoszenia, 250 zł za dobę, bez żadnej kaucji. Zapłaciłem zaliczkę i zarezerwowałem go na cały tydzień.
Auto na żywo zobaczyliśmy dopiero w dniu wyjazdu, bo jadąc w Bieszczady, kampera odebraliśmy po drodze dopiero w Radomiu.
Na miejscu szybkie szkolenie, co do czego służy, gdzie co się wlewa, jak to wszystko działa i można ruszać w trasę!

Polecam także swój profil na Instagramie, gdzie publikuje zdjęcia z miejsc mniej znanych i opuszczonych.

Tak prezentował się kamper, którym podróżowaliśmy. Poczciwy staruszek, Fiat Ducato, diesel, rocznik ’96, w środku łazienka z prysznicem i toaletą, kuchenka gazowa z dwoma palnikami, lodówka, stolik, kanapa, TV, na górze duże wygodne łóżko, a na dachu znajdowały się solary. Plusem też było to, że był po generalnym remoncie silnika i miał nowe opony. Można było powolutku ruszyć w trasę.

Pierwsza nocka z pięknym widokiem. Taras widokowy Cisowa. To miejsce (jak i cały plan wycieczki) zaznaczyłem sobie na mapce już przed wyjazdem. Wydawało mi się, że ten punkt widokowy to idealne miejsce na nocleg. Niestety nie do końca była to spokojnie przespana noc. Zajechaliśmy tutaj około 1 w nocy, było cicho i spokojnie, do tego pusty parking, co mogło pójść nie tak?!

.

Gdy się rano obudziliśmy najlepszym rozwiązaniem było posilić się pyszną owsianką 🙂

.

Po drodze udało nam się odwiedzić ruiny Klasztoru Karmelitów Bosych w Zagórzu. Na zdjęciu wnętrze tego Klasztoru.

.

Tak się złożyło, że kolejne dwie noce spędziliśmy w pobliżu całkiem dobrze zachowanego, opuszczonego ośrodka wypoczynkowego. Przez chwilę się nawet zastanawialiśmy, czy się nie przespać w tym ośrodku, znajdował się tam jeszcze prąd. Ostatecznie wybraliśmy nocleg w kamperze 🙂

Odwiedziliśmy także Połoninę Wetlińską należy ona do najpopularniejszych tras wycieczkowych w Bieszczadach. Piękny szlak z malowniczymi widokami.

.

Bardzo fajny darmowy parking z pięknym widokiem znajduje się jakieś 5km od zapory wodnej w Solinie. W sumie pojechaliśmy tam z zamiarem żeby na tym parkingu przenocować. Tam też zostawiliśmy auto i zanim zrobiło się ciemno, pojechaliśmy na rowerach zobaczyć słynną zaporę. Jak już wróciliśmy i posililiśmy się dobrym spaghetti, zjechało się kilka samochodów i zaczęło się robić trochę tłoczno, więc postanowiliśmy jednak zmienić miejscówkę.

My sobie bardzo cenimy spokój i pojechaliśmy kilka kilometrów dalej w bardziej ustronne miejsce.

Jak się rano okazało był stamtąd całkiem ładny widok na zaporę w Solinie.

.

Nasze rowery, które podróżowały z nami przymocowane z tyłu do bagażnika, przydały się między innymi przy rowerowej trasie przez malowniczy rezerwat przyrody Sine Wiry. Jest to rezerwat krajobrazowy o powierzchni 450 ha, znajdujący się na terenach dawnych wsi Łuh, Zawój i Polanki.

.

To miejsce także wyszukałem sobie przed wyjazdem z zamiarem, aby tutaj przenocować. Bardzo fajna miejscówka, blisko rzeki i brak ludzi.
Pod wieczór spacerując sobie wokół kampera i robiąc zdjęcia, zobaczył mnie jadący w kampervanie pan. Podjechał bliżej i grzecznie zapytał, czy może się dostawić obok nas i przenocować. Ostatecznie się zgodziłem.
Gdy się rano obudziłem i wyszedłem z auta zaczepił mnie nasz sąsiad. Okazało się, że on od 25 lat podróżuje po świecie, opowiadał, że nie jest nawet w stanie zliczyć ile razy w różnych krajach próbowano go w nocy okraść. Stanął obok nas dla swojego i naszego bezpieczeństwa, wiadomo w kupie siła. Pokazał mi swój samochód, w środku miał dodatkowe zabezpieczenia, podwójny alarm, pałkę teleskopową, grube łańcuchy, którymi wiąże drzwi od środka, aby złodziej jak wyłamie zamek, nie mógł ich otworzyć.
Radził nam, że jak stoimy sami w nocy na dziko, aby stawać przodem do wyjazdu, nie trzymać garnków na kuchence, jak by się zaczęło coś złego dziać, abym mógł od razu odpalić auto i ruszyć. Opowiadał także o różnych patentach na złodziei, aby przed wejściem kłaść buty o numerze 46, złodziej wtedy myśli że ktoś wielki śpi w środku i lepiej sobie darować 🙂 Po krótkiej pogawędce każdy pojechał w swoją stronę.

.

Udało nam się też przejść granią Bukowego Berda.

.

Piękne pole słoneczników przy trasie, którą jechaliśmy.

.

Jeżeli chodzi o ostatnią noc, to nie mieliśmy za bardzo pomysłu, gdzie by ją spędzić, więc stwierdziliśmy, że będziemy krążyć po pobliskich wsiach, aż znajdziemy odpowiednie miejsce do zaparkowania kampera. Ostatecznie znaleźliśmy kawałek miejsca przy starym cmentarzu wojennym w miejscowości Tuchla i tam spędziliśmy noc.

.

Ostatniego dnia w drodze powrotnej, zrobiliśmy sobie mały trip szlakiem starych cerkwi. Na zdjęciu drewniana cerkiew w Miękiszu Starym.

.Cover utworu Czesława Niemena „Dziwny jest ten świat” Nagrany w tej cerkwi przez Gosię znajdziecie Tutaj

Tutaj natomiast Cerkiew św. Dymitra w Starym Dzikowie. W 2007 roku w cerkwi były realizowane sceny do filmu Andrzeja Wajdy Post mortem. Opowieść katyńska. Wewnątrz pozostała scenografia planu filmowego.

Jak już wspomniałem, nigdy nie miałem do czynienia z takim autem. Niby prowadzi się je tak samo jak samochód osobowy, ale jeździ się nim troszkę wolniej, bo max 100 km/h. Tak naprawdę to uczyłem się nim jeździć dopiero na trasie w Bieszczadach na tych krętych górzystych serpentynach i wychodziło mi to całkiem nieźle. Przez ten tydzień użytkowania kampera przejechaliśmy coś około 1000km i wiele się nauczyliśmy, przede wszystkim, tego że trzeba oszczędzać wodę do mycia. Pojemnik miał pojemność 100 litrów i trzeba było pilnować, aby jej nie brakło. Wodę do kampera tankowałem sobie za drobną opłatą z różnych kempingów.
Na zakończenie powiem tylko tyle, że jestem mega zadowolony z tej wyprawy. Podróż kamperem to było moje marzenie już od dłuższego czasu. Udało się! I na dodatek w tak piękne miejsce jakim są Bieszczady 🙂

Rzeczywiście okazało się, że życie w kamperze biegnie trochę innym rytmem. Trochę wolniej, trochę mniej zgrabnie. Takie inne tempo niemal zmusza nas w przejście na tryb urlopowy i nie ma odwrotu 😉 Natomiast to, że kamper = jeżdżący domek i mam tu na myśli pełne wyposażenie: toaletę z prysznicem, sypialnię, kuchnię…czyli wszystko czego nam potrzeba, a nawet więcej niż byśmy się spodziewali, to daje nam rzeczywiście dużą niezależność. Taki jeżdżący domek można, oczywiście z głową, postawić niemal wszędzie. To jest naprawdę bardzo wygodne. A Bieszczady…cóż…Jeśli już byliście to wiecie co mam na myśli mówiąc niepowtarzalny klimat. A jeśli jeszcze nie byliście to gorąco Wam polecam. Rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady…

11 komentarzy

Dodaj komentarz